niedziela, 26 lipca 2015

Powrót z kraju wiatraków

Witajcie !
Pewnie myśleliście, że pozbyliscie się mnie na dobre. Nic z tego. Wczoraj wróciłam z Holandii i dziś w skrócie wam opowiem o moim wyjeździe. Przede wszystkim miałam tam jechać głównie po to, by pracować. Okazało się ze praca, którą zalatwilismy okazała się katorgą. Jeżeli kiedykolwiek znajdziecie ofertę pracy dotyczącą pracy na produkcji bądź sortowaniu warzyw i owoców to szczerze wam to odradzam. Nie dałam sobie rady nie przez moje lenistwo. Byłam bardzo nakręcona gdyż chciałam zarobić pieniądze na studia. Powodem przez który powiedziałam stop było traktowanie tam ludzi. Wyobraźcie sobie taką scenę: z uśmiechem na twarzy wstaje o 3 rano by o 4 z kawałkiem czekać na samochód, który odwozi do pracy. Myślę że będzie spoko, w końcu większość to Polacy i napewno każdy zrozumie że nie miałam wcześniej do czynienia z taką pracą. Jesteśmy na miejscu o 5 rano,czyli praktycznie godzinę czekamy na rozpoczęcie pracy. Dostaję buty, ubranie, siatkę na włosy i mówią że masz robić to, to i to. Slucham? Skąd ja mam wiedzieć co i jak? Ci ludzie są zaprogramowani jak maszyny, są tacy szybcy że nie mogę się nadziwić. I tylko krzyk że za wolno, że niedokładnie. No myślałam że tam zejdę, serio. I okazało się ze miałam racje, ludzie tam pracujący pomagali, dawali rady i nawet tłumaczyli mnie "szefowym", mówiąc by były bardziej wyrozumiałe. Te "szefowe" to jakaś porażka! Dziewucha może ze dwa lata starsza ode mnie a za przeproszeniem drze ryja na kobiety które są po 40, czasami nawet i starsze! Latają w kółko wokół tych wszystkich ludzi i tylko szukają zaczepki. Głównie przez nie marzyłam aby ten dzień już się tam skończył. Nikt nie będzie mi rozkazywac w taki sposób. Miałam wrażenie ze nie wiedzą one co to normalna rozmowa. Najśmieszniejsze jest to, że musiałam samodzielnie spiłować pilniczkiem paznokcie i hybryde koloru naturalnego, bo do takiej pracy muszą być krótkie paznokcie bez lakieru( pomijam że i tak się pracuje w rekawiczkach).  Co więcej kazali mi wyjać kolczyki i najlepiej żebym była niepomalowana. Okej, tak kazali, tak zrobiłam. A zgadnijcie jak wyglądały wyżej wymienione baby. Paznokcie sztuczne, żadnych siatek na włosach i ubrania roboczego i do tego... sztuczne rzęsy. Rozumiecie jaka hipokryzja? I nie to, że one były tam tylko od rozkazywania i krzyczenia. One też tam musiały coś robić. Głównie było to chodzenie i sprawdzanie czy np. Limonki są dobrze posortowane. Ale tak czy siak każdego powinny obowiązywać takie same zasady. Pracowałam ponad 10 godzin, moje plecy bolały niesamowicie, a na transport do domu czekałam prawie godzine. Do tego niektóre osoby sprawiały, że zastanawiałam się co tam robię. Miałam wrażenie, że zostały one w podstawówce. Zero taktu, gwara jak spod sklepu. Nienawidzę przebywać w towarzystwie takich ludzi. Praca nie była moim obowiązkiem, bo chciałam sobie z własnej woli dorobić trochę kasy, ale z góry mówię, że to praca dla ludzi o bardzo silnych nerwach. 

Ale koniec narzekania na temat pracy, bo w sumie to jest teraz najmniej istotne. Wyjazd był super! Pogoda dopisała jak nigdy! Jeździliśmy na rowerach na dłuższe i krótsze wycieczki. Bylam w tylu cudownych miejscach, że ciężko w słowach opisać ich wyjątkowość. Bajeczne widoki, które zapamiętam do końca życia. Mieliśmy wiele przygód, dobrych i trochę gorszych, ale każda będzie super wspomnieniem. A rodzina mojego chłopaka jest po prostu nie do opisania. Ile ciepła jest w tych ludziach, ile wyrozumiałości i miłości! 
Oczywiście wróciłam z balastem którego musze się w najbliższym czasie pozbyć, bo zaczyna mi już on trochę przeszkadzać, ale na wszystko jest czas. Warto było trochę się poprawić i nie myśleć chociaż przez paręnaście dni o kaloriach, o tym co zdrowe a co nie. Czułam się szczęśliwa jak nigdy, naprawdę. Czułam jakbym uwolniła swoje myśli. Spróbowałam tylu pysznych rzeczy! Będąc za granicą w sklepach za każdym razem mam wrażenie że polska jest sto lat za murzynami. Mieliśmy wrócić parę dni temu, niestety pan z blabla car zrobił nas trochę w balona. Wczoraj wyjechaliśmy o 4 nad ranem a zajechalismy na 18, uroki płatnej autostrady w Polsce <3 to jakaś kpina. 

Lody toblerone spróbować musiałam! Jadlam już chyba wszystkie warianty dostępne w Polsce wiec gdy zobaczyłam taką perełkę musiałam ją mieć. Te lody były super. Szczególnie urocze były malutkie, czekoladowe trojkąciki! Niestety albo i stety, słodkie jak cholera!

Milka chyba gdzieś była przeze mnie widziana w Polsce, ale nigdy jakoś nie miałam na nią ochoty. Weszłam do sklepu na dział z czekoladami i się podlamalam. Wszystkie Milki juz próbowałam hahaha. Wyjątkiem była ta, wiec miałam ułatwione zadanie i nie musiałam stać godzinę i wybierać. Bardzo dobra, jedna z moich ulubionych Milek. Ale oczywiście słodka do porzygu. Taki urok tych czekolad.

Białe oreo. Nie jestem fanką tych ciastek w przeciwieństwie do mojego chłopaka, ale ciekawość wygrała. Chciałam ich spróbowac jeszcze przed wyjazdem, bo naczytalam się pochlebnych opinii na blogach slodyczowych. I znów się powtórzę, słodkie jak nie wiem co. Ale w smaku o wiele lepsze niż zwykle oreo, głownie dlatego że było w nich mniej tego okropnego, tłustego kremu. I czekolada biała dobra, chociaz zawsze podchodzę niechętnie do tego typu czekolad. Warto tu wspomnieć o białym ritter sport z orzechami, którego też wszamalam podczas pobytu w Holandii. Jakościowo pierwsza klasa! Żadna wcześniej zjedzona biała czekolada nie dosięga jej do piet, polecam bo można ją kupić w Polsce. A kupiłam ją dlatego, że mojemu chłopakowi zachcialo się bialej, karmelowej czekolady, haha.

Grolsch mandarynka, mega fajny radlerek, na upały jak znalazł. Ciekawe kiedy zagości w Polsce. Znając nasz kraj, w ktorym wszystko jest odwrotnie, pewnie którejś zimy, kiedy pija się grzance.

Lody pewnie poznajcie. Tak, kupione w Lidlu, tyle że oni nie potrzebują tygodnia amerykańskiego, gdyż są w stałej ofercie. Co więcej w małych kubeczkach, wiec nie trzeba się bać że pochłonie się je całe. Naprawdę to dobre lody, śmiem nawet powiedzieć że są one na tym samym poziomie co Ben&jerry. 

Mleko kokosowe które było trochę bardziej wodą niż mlekiem, ale bardzo dobre. Cukru również nie pożałowali, ale przymknę na to oko. Na zdjęciu moje paznokcie które jak juz wspomniałam, musialam spiłować.

Naprawdę tych rzeczy było wiele więcej, na przykład chipsy lays light, karmelowy popcorn, milka kupiona za  5 centów oraz dużo lodów galkowych!

Kończył się po prostu za parę dni termin, wiec była przeceniona. Grzech było jej nie wziąć! Przy okazji jeszcze wcześniej jej nie jadłam. W lodowce jeszcze mam jedną perełkę, milkę migdałowa,którą musze dziś zjeść bo od jutra dieta haha. 







To by było na tyle. Będę bardzo miło wspominać ten wyjazd.

Musze jeszcze wspomnieć o tym, że nie dostałam się na wymarzoną dietetykę. Było bardzo dużo łez, bo wszystkie moje plany legły w gruzach. Czułam że poniosłam straszną porażkę. Progi w tym roku to jakaś masakra. Miałam plan próbować za rok, ale z nieba spadła mi politechnika lodzka, gdzie trwa druga rekrutacja. Co więcej na technologię żywności i żywienia, na którą planowałam iść zanim jeszcze pojawiła się dietetyka w moich planach. Nie będę rezygnować ze swoich marzeń. Obiecałam sobie, że będę w życiu pomagać ludziom i tego się trzymam. Świat się dziś nie kończy. Ja swoje cele zazwyczaj osiągam. :) Teraz tylko się modlić, żeby mnie przyjeli. Niestety wynik poznam dopiero 15 września. Ale myślę że warto czekać. 

To dziś na tyle, od jutra startuje ze śniadaniami, które będę dodawać na bloga. Tęskniłam za moim blogiem! 
Buziaki kochane : *



6 komentarze:

  1. Mój brat na truskawkach wytrzymał 5 dni :) I wrócił :P Ale on nic nie przywiózł, bo 5 dni pracy + 5 dni wieczornych imprez w zbiorowej noclegowni = 1000 zł w plecy, które musieliśmy przelać mu na konto :P

    Ale pamiątki masz, doświadczenie też. Ważna rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 dni to i tak nieźle ! Sama kiedyś zbierałam truskawki w Polsce...1 dzień hahaha. Ja miałam na tyle dobrze, że teraz nie musiałam płacić za nocleg, bo gdybym musiała to już w ogóle by to sensu nie miało. Ale zawsze jest co wspominać ! :)

      Usuń
  2. Po pierwsze - już czekam na śniadanka <3
    Po drugie - obyś dostała się na studia, warto studiować to co się chce, żeby naprawdę dobrze spędzić ten czas, a potem przez całe życie pracować tak, jak się chce.
    Co do pracy - masz rację, że to masakryczna hipokryzja ;/
    A słodycze.... haha ;D nie zjadłam tyle czekolady w tym roku, ale nie dlatego, że się ograniczam, tylko że bym padła od ilości cukru. Odzwyczajiłam się troszkę od niego. Czasem wsunę z pół tabliczki, ale potem zasłodzona mam dość na miesiąc. Gorzej ze słonymi przekąskami... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z cukrem zazwyczaj nie mam problemów, bo jestem osoba która woli słodkie niż słone. Ba, słone może dla mnie nie istniec. Tez kiedyś nie mogłam jeść dużo słodkiego bo się odzwyczailam, niestety znów się przyzwyczaiłam haha. A co do mojej dalszej nauki to niestety nie będę robić tego co planowałam i jestem trochę tym podlamana, dobrze że ten drugi kierunek tez jest związany z żywnością.

      Usuń
  3. Uszy do góry - pewnie tak miało być. Ja dopiero przed trzydziestką poszłam do wymarzonej szkoły - wszystko jest możliwe i nigdy nie jest za późno :) Oby Cię przyjęli, i żeby Ci się podobało :)

    Co do pracy - tak to niestety wygląda. To - znów powtórzę: niestety - żaden niechlubny wyjątek; to codzienność. Ja przez trzy lata pracowałam w hotelu jako pokojówka, nasza szefowa - Polka - no cóż... Nie była wzorem cnót wszelakich ;) Ty masz dobrą sytuację, bo jak Ci się nie podobało, mogłaś zrezygnować. Ja bym została bez dachu nad głową, sama w obcym kraju...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulubiony deser szefów - Tyraj misiu :)

    OdpowiedzUsuń

 

Bo talerz musi być kolorowy! Template by Ipietoon Cute Blog Design